Skocz do zawartości

Koronawirus


Frontowiec
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

8 minut temu, the cable guy napisał:

Kłamiecie! Przecież wyraźnie pisano, że tym artystom brak na codziennie funkcjonowanie.

Poważnie to piszesz? :mrgreen:

Kamil Bednarek, Grzegorz Hyży , Piotr Kupicha , Justyna Steczkowska  nie mają za co żyć? ?

Edytowane przez kingofsouth
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@kingofsouth No widzisz. I tak właśnie wygląda ta modna ostatnio u nas "sprawiedliwość społeczna". A mówiąc już poważnie: celebryci zarabiają duże pieniądze i wydają duże pieniądze. Mają zupełnie inną stopę życiową od innych. Dla przeciętnego Janusza kwota miliona złotych to jest jakaś abstrakcja, a dla takiego celebryty to normalne pieniądze. Zarabiasz 3 tysiące - wydajesz 2 tysiące. Zarabiasz 200 tysięcy - wydajesz 100 tysięcy. I tak dalej i tak dalej. Nie jest tak, że ktoś kto zarabia 200k ma takie same wydatki jak ten, który zarabia 3k. Zresztą spróbujcie sobie wyobrazić, że przez 10 lat zarabiacie kilkaset tysięcy złotych miesięczni i przywykliście do pewnego życia. I nagle wasze zarobi spadają do kilku tysięcy złotych. To nie jest takie "hop siup". Nie zmienia to jednak faktu, że państwo nie powinno w żaden sposób dofinansowywać takich osób.

  • Popieram 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@TimesSquare Ale jakoś nikt się nie przejmuje jak ty to napisałeś "januszami", którzy z dnia na dzień tracą pracę. Martyniuk niedawno kupił auto za 500 tysięcy, czyli jednak nie umrze z głodu. 

Dotacje tylko dla artystów z teatrów,oper którzy pracują na umowę zlecenie i to ich jedyne źródło utrzymania.

Edytowane przez Beks
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Beks Jak to nie? A np. te wszystkie tarcze antykryzysowe? W pośredniaku osoby, które straciły prace z powodu Covida mają nawet znacznie wyższy zasiłek dla bezrobotnych niż ci, którzy stracili pracę w "normalnych" okolicznościach. Oczywiście, że to jest kropla w morzu potrzeb, ale nie jest tak, że nikt się takimi ludźmi nie przejmuje.

 

Ciekaw jestem, kto stąd odmówiłbym takiego dofinansowania jakie mają celebryci :D Przypuśćmy, że zarabiacie 7k. Przychodzi pandemia i wasze zarobki spadają do 4k. Po 9 miesiącach rząd decyduję, że wyrówna wam te straty (nawet w lekką nadyżką). Wystarczy złożyć wniosek. I co wtedy robicie? Z głodu nie przymieracie, bo za 4k spokojnie wyżyjecie, ale jednak macie możliwość otrzymania "wsparcia" od państwa. Już to widzę jak wtedy myślicie "nie potrzebuje tych pieniędzy, z głodu nie przymieram, więc niech dadzą te pieniądze innym potrzebującym". Najlepiej się zarządza nieswoimi pieniędzmi...

Edytowane przez TimesSquare
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tobą we wszystkim za wyjątkiem tego wypominania, że ktoś tam kupił sobie samochód za 500 tysięcy, więc nie umrze z głodu. Co z tego, że kupił samochód za 500 tysięcy? Przecież nie ukradł tych pieniędzy tylko zarobił. Miał prawo kupić. Gdybyś ty miał taką kasę to kupowałbyś Golfika V za 15k? Państwo stworzyło taką tarcze dla wszystkich "artystów", więc kto chciał to się zgłosił. Nie można im tego wypominać, bo 99% ludzi tutaj zrobiłoby pewnie to samo. Błąd leży po stronie władzy, który stworzyła tak idiotyczną "pomoc".

Edytowane przez TimesSquare
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@TimesSquare , to jest tak samo jak z 500+

Biorę ja (klasa średnia) i sąsiad co ma firmę , 3 auta i dom za milion :D

Rządowa pomoc dla wszystkich.

Jak to się pisze "im więcej się ma tym więcej się wydaje"

Gliński wymyślił coś co jest chore juz na starcie. Pomoc teatrom , filcharmoniom a nie osobie co ma inne zródło dochodu: reklama, streaming itd.

Edytowane przez kingofsouth
  • Popieram 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@kingofsouth 100% racji. Dlatego moim zdaniem należy uwarunkować taką pomoc od dochodów. A najlepiej byłoby dać sobie spokój z dobijaniem gospodarki i otworzyć wszystko i niech ludzie sami decydują jak chcą żyć. Nie mogę iść do kina/teatru, bo rząd się boi, że się zarażę, ale za to pozwalają mi iść do Empiku, aby sobie kupić książkę, bo tam "jest w miarę w porządku". Kiedyś mogłem pójść do pubu napić się piwka o 18, ale już o 22 nie mogłem, bo wtedy "wirus jest bardziej groźny i trzeba zamknąć pub o 21". Otworzyć wszystko. Ludzie są myślący (podobno :D) i sami zdecydują, czy "zaryzykują" i pójdą do teatru, czy nie. Ile ta narodowa kwarantanna ma jeszcze trwać? Następne pół roku? Rok? Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Więcej istnień ludzkich zniszczymy tymi działaniami niż ten cały "śmiercionośny" wirus. Ile ludzi popełni samobójstwo, bo straci źródło dochodu? Ilu ludzi pod.upadnie na zdrowiu psychicznym przez to, że muszą siedzieć w domach od tylu miesięcy? Ile osób z młodego pokolenia wyrośnie z uszczerbkiem na zdrowiu przez to, że nie może się normalnie rozwijać w szkole z rówieśnikami, na zajęciach dodatkowych po szkole, przez to, że zmusza się ich do siedzenia przed laptopem w domach? To wszystko jest jednym wielkim nieporozumieniem. Otworzyć wszystko i wrócić do normalności. Nie można niszczyć ludziom życia!

Edytowane przez TimesSquare
  • Popieram 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38 minut temu, TimesSquare napisał:

niech ludzie sami decydują jak chcą żyć

Przestaną dzwonić po pogotowie, gdy stan się pogorszy z powodu zaawansowanego stadium COVID-19? Nie przestaną. I będą mieli rację podnosząc argument "płacę składki, więc mi się należy". Tylko, że nie będzie wtedy miejsc. I niech ktoś wówczas będzie w takiej sytuacji, że podjedzie pod SOR z duszącą się matką/babcią w samochodzie, a szpital powie "nie ma miejsc", a pod szpitalem będzie jeszcze kilka osób w podobnej sytuacji. Albo dzwoniąc pod 112 usłyszy się "wszystkie karetki w terenie, proszę czekać".

 

Epidemia zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. Nikt nie wyda miliardów, czy to złotych, czy to euro, na rozbudowę służby zdrowia do tego stopnia, żeby za 2 lata latały tam nietoperze. Można zawsze też wrócić do stanu z czasów epidemii "hiszpanki" w Polsce, czyli umierania ludzi na wsiach w domach, nierzadko w męczarniach. Człowiek umrze, lokalny proboszcz pochowa i tyle. Uratują się tylko ci, których stać pójść prywatnie, o ile i tam nie zabrakłoby miejsc.

Edytowane przez jaszek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@jaszek Rozumiem. Czyli mamy robić kwarantanne narodową raz na kilka miesięcy, następnie uwalniać ją trochę na lato, a później na jesień znowu wprowadzać kolejną kwarantanne? I tak w koło Macieju przez kolejne 2-3 lata? Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Niszczymy ludziom życie. Milionom ludzi. Przede wszystkim tym, którzy nawet nie odczują tego całego Covida, bo zdecydowana większość ludzi przejdzie go bezobjawowo, albo z małymi objawami. Ludzie umierają na różne choroby. I Covid pod względem śmiertelności nie wyróżnia się. Idę o zakład, że większość ludzi umarło od marca 2020 na inne choroby niż Covid tylko dlatego, że nie dostali odpowiedniej pomocy z powodu pandemii. Bo inne choroby nagle przestały nam zarażać i przestały być leczone, bo szpitale i lekarze skupiają się na Covidzie.

Edytowane przez TimesSquare
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie było epidemii i też co chwile było głośno o przepełnionych szpitalach i braku pieniędzy na leczenie etc. Gdyby od marca wybudowano kilka szpitali i wyszkolono lekarzy, pielęgniarki i dano im godne zarobki to przynajmniej po epidemii by coś zostało. Po wydawaniu pieniędzy na podtrzymanie tysiąca dziedzin gospodarki nic nie zostanie.

Edytowane przez marrak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjścia są trzy:

 

  • radykalnie podnieść ludziom składki zdrowotne - będzie awantura i krzyk o sięganiu do kieszeni obywatela
  • starać się rozłożyć zachorowania w czasie - wiąże się to z kryzysem gospodarczym
  • olać epidemię - wtedy będzie tak, jak pisałem w poprzednim poście

Nasza cywilizacja wiąże się w czymś takim. Kiedyś było inaczej - większością społeczeństwa nie interesował się nikt więcej niż miejscowy felczer. Dzisiaj jest inaczej - opiekę zdrowotną ma zapewnioną każdy. Tylko, że olewając epidemię powodujemy, że właśnie nie dla każdego wystarczy. I staram się sobie wyobrazić sytuację, jak syn ma w samochodzie pod SOR duszącą się matkę, słyszy, że nie ma miejsc, mówi "ok, w porządku, mama sama wybrała jak żyć" i odjeżdża. No jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić.

 

To coś jak Nokia 3310 i smartfon. Smartfon daje o wiele większe możliwości, ale z trwałością nie ma porównania. Krótszy żywot, droższy serwis. Tak jak z człowiekiem i służbą zdrowia - ta jest dla każdego, długość życia się wydłużyła, ale przy pierwszym kryzysie się zatyka.

 

Warto dodać, że "masa" ludzi została ze szpitali przepędzona, żeby zrobić miejsce tym z COVID-19. Teraz można sobie wyobrazić co by było, gdyby nie została przepędzona.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już teraz to co się dzieję od marca będzie nas słono kosztować w następnych latach. Mówię o gospodarce. Problemy finansowe w jakie wpadły przedsiębiorstwa są nie do policzenia. Państwo zadłuża się w niebotycznym tempie. Kto to wszystko będzie spłacał po pandemii? Ile lat nam to zajmie? Nie mówiąc już o problemach społecznych jakie wynikły z powodu narodowej kwarantanny, która trwa praktycznie nieprzerwanie od marca (krótki okres poluzowania restrykcji w lecie). Ludzie są w fatalnej kondycji psychicznej i będą musiały minąć lata zanim wrócą do normalnego funkcjonowania, a gro ludzi (słabsze jednostki) nigdy się nie pozbiera po pandemii. To co się obecnie robi nie jest tego warte. Jak najszybciej trzeba zamknąć sprawę Covidu. Im dłużej zwlekamy, tym skutki będą bardziej katastrofalne.

 

Nie wierzę w to, że po poluzowaniu wszystkiego, będziemy mieć 100 tysięcy zarażonych dziennie, a ludzie nagle zaczną masowo chorować objawowo i będą wymagać specjalistycznego leczenia w szpitalach. Po prostu nie wierze. Już teraz jest mnóstwo ludzi, którzy chorują na przeziębienie lub grypę i tego nie zgłasza, a bardzo prawdopodobne, że mają Covida. A ile jest ludzi, którzy są zarażeni, a nawet tego nie wiedzą i chodzą do pracy i sklepu.

Edytowane przez TimesSquare
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, TimesSquare napisał:

 

 

Nie wierzę w to, że po poluzowaniu wszystkiego, będziemy mieć 100 tysięcy zarażonych dziennie, a ludzie nagle zaczną masowo chorować objawowo i będą wymagać specjalistycznego leczenia w szpitalach. Po prostu nie wierze.

Też w to nie wierzę. Koronawirus jest , ale to wszystko wygląda inaczej w TV a inaczej w codziennym życiu.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie. Mamy dziennie 25k zarażeń, bo robimy mało testów. Bardzo prawdopodobne, że zarażonych może być i 50k dziennie, albo i 100k dziennie, ale ludzie po prostu o tym nie wiedzą, bo nie mają objawów. I chodzą sobie po mieście, do pracy, do sklepu. A jakoś nie widzimy trupów na ulicy w każdym mieście. A nawet jak mają delikatne objawy (gorączka, kaszel) to po prostu zamykają się w domu i "przechorowują to", ale nie zgłaszają nigdzie.

 

I powiem na koniec jedno. Uważam się za silnego człowieka pod kątem psychicznym, ale powiem wam jedno. Od marca jestem na pracy zdalnej i odczuwam tego skutki. Odczuwam również skutki braku życia społecznego. Dotyka to mnie w coraz większym stopniu od jakiegoś czasu, bo to już po prostu za długo trwa. A tak naprawdę moja sytuacja nie jest zła, bo przynajmniej pracuje "normalnie" i nie boję się utraty pracy. Nie chce nawet myśleć, co przeżywają ludzie, którzy prowadzą przedsiębiorstwa i boją się o "jutro", boją się o swoje życie, swoich rodzin i życie swoich pracowników. Nie chce nawet myśleć, co czują osoby, które utraciły prace wskutek Covidu i nie mogą teraz znaleźć nowej. Co czują osoby, które pracowały latami na dorobek swojej firmy, a teraz są zmuszeni ją zamknąć. Przede wszystkim jednak nie chce nawet myśleć, co teraz czują te "słabsze" jednostki, które nie są silne psychicznie. Bo one przeżywają to najbardziej i nie dają już rady. Wiele z takich osób kończy tragicznie nie z powodu zarażenia...

Edytowane przez TimesSquare
  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, TimesSquare napisał:

Już teraz to co się dzieję od marca będzie nas słono kosztować w następnych latach.

Jakby ludzie byli odpowiedzialni i spróbowali chociaż względnie żyć w reżimie sanitarnym, to by nas to tak dużo nie kosztowało. Ograniczenie biesiadowania po barach do świtu jakoś nie wywróciłoby szczególnie gospodarki. Nie mówiąc już o odwiedzaniu rodziny/znajomych, szwendaniu się bez konkretnego celu (jak np. młodzież po galeriach handlowych), itp.

 

Ilu jeszcze dezynfekuje ręce po wejściu do każdego sklepu? Ilu utrzymuje dystans w kolejce do kas? Ile sklepów przestrzega jeszcze limitów w liczbie klientów?

 

Wielokrotnie pisałem - ludzie sami na siebie kręcą bat. Pisałem, że jak zacznie się krzyk, to będzie już za późno. I krzyk się zaczyna. A wkrótce się okaże, czy nie jest na niego za późno...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przykład ode mnie. Celowo pominę konkretne szczegóły. Zmienię też na wszelki wypadek imiona.

 

Moja koleżanka, nazwijmy ją Gosia, ma jednoosobową działalność. Wykonuje usługi dla jednego ze szpitali (zajmuje się pacjentami w jednej z poradni). Jakieś kilkanaście temu zadzwonił do mnie jej mąż. Zapytał, czy jesteśmy zdrowi i powiedział, że żona ma jakieś "dziwne objawy", ale to "chyba przeziębienie". Byłby pewien, gdyby nie "dokuczające nerki". Był akurat weekend. Przeleżała go, a w poniedziałek... pojechała do pracy. Gorączka minęła, więc... I chodziła do pracy cały czas. Zajmowała się ludźmi chorymi, z obciążeniami.

 

Od kilku dni ma dodatni test na COVID-19. Pomyślicie, że w końcu poszła na test? Nie. W poradni, w której pracowała, zaczęło się tak kotłować, że szpital wysłał wszystkich na obowiązkowe testy. Wychwycili kilka osób, w tym i ją. Zgadnijcie, czy jest kwalifikowana jako objawowa, czy bezobjawowa? Oczywiście jako bezobjawowa. Powiedziała, że objawów żadnych nie ma (bo dzisiaj może i nie ma). Jej mąż w ogóle nie wybiera się na test, choć kaszle mi do słuchawki coraz gorzej. W ubiegłym tygodniu ich dziecko (krótko przed dodatnim wynikiem matki) zostało w środku dnia odesłane ze szkoły do domu, bo podczas zajęć pojawiła się gorączka. Dziecko chodzi z moim do jednej grupy. Jeszcze w sierpniu całej rodzinie zrobiliby testy, ale dzisiaj nikt już się tym nie interesuje, a domownicy się nie wychylają, choć mają objawy.

 

I teraz pytanie - czy jej zachowanie jest dobre? No tak sobie. I tak wylądowała na izolacji. Naraziła przy okazji innych, no i szpital, bo poradnię musieli zamknąć. Czy gdyby zachowywała się odpowiedzialnie, zachwiałoby to gospodarką? No nie, no bo jak?

 

I tu dochodzimy do sedna tego, o czym piszę. Jeśli ludzie nie wierzą w groźność wirusa (albo wierzą, ale sądzą, że będą mieli szczęście), jeśli chodzą chorzy do pracy, jeśli mają gdzieś dystans, jeśli szwendają się bez celu po mieście, jeżdżą do rodziny/znajomych, organizują rodzinne imprezy, piją na delegacjach w hotelu w większych grupach itp., to ok. Niech tylko wiedzą, że swoim zachowaniem pogarszają tylko sytuację, również swoją własną. Tylko, że są za głupi na to, żeby myśleć o przyszłości nieco bardziej odległej, niż "jutro"...

 

Gosia chciała tylko zarobić...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatni raz rodziców, brata, siostrę widziałem we wrześniu. Syn już 2 razy był na kwarantannie, więc pomimo tego, że ja nie byłem objęty kwarantanna to starałem się ograniczać kontakty z innymi. Tylko, że ile tak można żyć? Od marca większość ludzi żyje jak w jakimś matrixie. To nie wpływa dobrze na psychikę. Jeśli czuje się dobrze, wiem, że nie miałem kontaktów z nikim „podejrzanym” to czemu nie mogę wyjść i spotkać się ze znajomymi? Czemu nie mogę pójść i poszwendać się z rodzina na spacerze? Trzeba po prostu zachować zdrowy rozsądek, a nie popadać w jakieś skrajności. Ja od początku pandemii nie byłem w żadnej galerii handlowej, kinie czy większym skupisku. Jednak rozumiem ludzi, którzy czują potrzebę takiego wyjścia i śmieszą mnie wpisy ludzi, którzy ich piętnują, że nie mogą bez tego żyć i musza łazić po tych sklepach.

  • Popieram 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Kiler napisał:

Ja ostatni raz rodziców, brata, siostrę widziałem we wrześniu. 

I tak to wyglada, niestety. Nie jezdzi sie do rodzicow, do dziadkow, bo czlowiek sie boi, aby ich przypadkiem nie zarazic. A babcia i dziadek popadaja w coraz wieksze problemy, bo nikt ich nie odwiedza i czuja sie niepotrzebni. Nie maja kontaktu z dziecmi, z wnukami, a jedynie do koga moga otworzyc buzie to pani ekspedientka w sklepie. Pod.upadaja na zdrowiu z powodu calej tej otoczki i w tragicznych przypadkach umieraja. Nie na Covida, a wlasnie przez problemy spowodowane przez Covid. Wszyscy wiemy, ze ludzie starsi chca sie czuc "potrzebni". To ich napedza. Bez tego pojawiaja sie choroby, niechec do zycia. I oczywiscie ktos moze powiedziec, ze sa telefony, skype i tak dalej. Dla nich jednak liczy sie obecnosc. Jak ktos przyjedzie i jest obok nich. Lubia przygotowac obiad dla wnuka, widziec jak z usmiechem  on je, rozmawia z nimi twarza w twarz, pojdzie z nimi do sklepu, na spacer. 

Edytowane przez TimesSquare
  • Popieram 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...